Bloody Big Ship

W sali nr 31 na pierwszym piętrze National Gallery w Londynie wisi obraz Josepha Mallorda Williama Turnera: „Liniowiec wojenny Temeraire holowany na ostatnie cumowisko, do rozebrania”. Ten olej na płótnie z 1838 roku, zwany obiegowo Ostatni rejs Temeraire’a, niezmiennie cieszy się zainteresowaniem publiczności, nie tylko dlatego, że jest jednym z najważniejszych dokonań sztuki marynistycznej.
Jest to także obraz o nieśmiertelnej chwale i nieuchronnej kolei rzeczy, czyli przemijaniu…
Dlaczego o nim wspominam? Z Dwóch powodów.
Pierwszy z nich to taki, że J.M.W Turner zmarł tego dnia (19.12) w 1851 roku. Był jednym z bardziej lubianych angielskich artystów romantycznych, znanym też jako „malarz światła” dzięki błyskotliwemu użyciu kolorów jako głównego składnika swych krajobrazów i morskich pejzaży.
„The Fighting Temeraire” pokazuje ostatnią podróż Temeraire, kiedy statek jest holowany z Sheerness w Kent, Tamizą do Rotherhithe w południowo-wschodnim Londynie, gdzie ma zostać zezłomowany. Ten wojenny weteran odegrał wyróżniającą się rolę w bitwie pod Trafalgar w 1805 r. ale w 1838 r. miał już ponad 40 lat i został sprzedany przez Admiralicję na złom.
Jest mało prawdopodobne, aby Turner był świadkiem holowania statku. Najprawdopodobniej odtworzył miejsce zdarzenia wykorzystując współczesne materiały i opisy. Aby okręt zachował godność w ostatnich chwilach, malarz pozwolił sobie również na pewną dowloność, podkreślając symboliczne aspekty tego obrazu. Niektóre szczegóły na obrazie Turnera nie odpowiadały realiom. W rzeczywistości okręt pozbawiony był masztów, ciągnęły go dwa holowniki, i nie było jednoczesnego zachodu słońca i wschodu księżyca…
Zobrazowana na tle płonącego zachodu słońca ostatnia podróż Temeraire nabiera większego symbolicznego znaczenia: oto wiek żagla ustępuje miejsca epoce pary, wszystko przemija.
A drugi powód, pewnie już wiecie, to dialog Bonda z Q, gdy spotykają się po raz pierwszy.
-Zawsze wprawia mnie w lekką melancholię… słynny okręt holowany do rozbiórki… nieunikniony upływ czasu… A co pan widzi? – pyta, wskazując na obraz, młody człowiek
-Cholernie duży statek – odpowiada starszy.
Coś tam jest też o trądziku, Earl Grey i końcu epoki strzelających długopisów.
Błyskotliwy, zabawny a przy tym genialny i symboliczny dialog ze Skyfall.
Przełęcz Furka

Miałem arcyśmieszną sytuację na trasie Trasfogarskiej i przypomniała mi się podobna trasa. Hotel Belvédère znajduje się w jednym z najbardziej malowniczych miejsc w Szwajcarii – na trasie przełęczy Furka. Ze względu na trudne warunki pogodowe droga ta otwarta jest tylko przez kilka miesięcy w roku: od maja do października. A co to za hotel? O tym za chwilę, a czy ktoś go kojarzy? A jeśli tak, to konkurs bez nagród: z czym?W 1882 roku jeden młody lecz wysoko mierzący hotelarz zdecydował się wybudować Belvédère na wysokości 2429 m. Dlaczego właśnie tam? Ponieważ wtedy nigdzie indziej nie można było jechać tak blisko granicy wiecznego śniegu, tuż obok Lodowca Rodanu i zamieszkać w przytulnym pokoju z widokiem na szczyt. Belvédère przyciągał bogaczy, przygód poszukiwaczy oraz osoby typu „odludek” którzy jeszcze nie odkryli Bieszczad.Wtedy już sama droga do hotelu uchodziła za jedną z najbardziej ekstremalnych na świecie. Przełęcz Furka pełna licznych zakrętów, zjazdów i podjazdów potrafiła podnieść ciśnienie do poziomów obserwowanych tylko w głębokich oceanicznych odwiertach naftowych. Samochody kiedyś, nie były napakowane po kokardę systemami kontroli, wspomagania, trakcji i innych atrakcji, ratujących ludzkie du…sze. Tak, wtedy autami trzeba było niestety umieć jeździć. A, że ze względów bezpieczeństwa droga była otwarta tylko przez kilka miesięcy w roku to tylko pobudzała wyobraźnię, chętnych do zmierzenia się z drogą i wyobrażeniem zajebistości swoich umiejętności, bardzo wielu kierowców.Z powodów, które wyjaśnia ewolucja, to mężczyźni stanowią większość laureatów Nagrody Darwina za wyeliminowanie z populacji swoich genów w wyjątkowo kreatywny sposób. Aby ją zdobyć, wystarczy np. skoczyć na bungee domowej roboty lub zagrać w rosyjską ruletkę pistoletem automatycznym (w którym pocisk za każdym razem trafia do komory), można też pojechać w trasę przełęczami Alp Szwajcarskich samochodem z lat 30-tych w latach 30-tych. Ale wróćmy do żywych. W ciągu kolejnych dekad hotel Belvédère stał się cooltowym miejscem noclegowym szwajcarskich Alp, podbijając serca fanów motoryzacji oraz…?Ale wszystko co piękne kiedyś się kończy, nawet era Craiga. Postęp technologiczny nie czeka na nikogo. Samochody stały się lepsze, szybsze, bezpieczniejsze no i Szwajcaria, ucząc się od nas, dopracowała system odśnieżania dróg. Sytuacja hotelu zaczęła się pogarszać już w latach 60. Goście, którzy wcześniej potrzebowali 2-3 dni na podróż przez przełęcz, teraz śmigali nad lodowiec, zjadali lunch i jechali dalej, i to w ciągu szokująco krótkiego jednego dnia. Więc po co nocleg? I najgorsze: lodowiec, który był największą atrakcją tego miejsca, (a właściwie grota o długości 90 metrów, która pozwalała zajrzeć do wnętrza lodowca) z roku na rok oddalał się o kolejne centymetry. w związku z ociepleniem klimatu przez ostatnie 100 lat czoło Lodowca Rodanu cofnęło się o ponad 1,5 kilometra od hotelu (obecnie lodowiec traci 10 cm dziennie). Wspomniana wcześniej grota, z powodu topnienia lodowca stawała się też coraz bardziej niebezpieczna. W 2000 roku wbito ostatni gwóźdź do tej trumny, wybudowano nowy tunel, który omija tę trasę.Gwar w holach Belvédèru cichł. Huczne Imprezy przeradzały się w kameralne „pokojówki”. Żeby zwiększyć liczebność mieszkańców hotelu, rozpoczęto system dopłat do rezerwacji pokojów (coś jak nasze 500+) ale (tak jak u nas) nic to nie dało, pokoje zamiast światłem, coraz częściej świeciły pustką.W końcu, w 2015 roku drzwi do hotelu zostały zamknięte na zawsze. Ale hotel stoi, trasa piękna, niewarto więc tam nie być.


Autor: @SzosaMi
SzosaMi – historie drogi, do czytania
Orient Express

007 dość często przemieszczał się pociągiem. Chwilami też jeździł na nim, czasem z niego spadał i niemal wypadał. I chociaż wcale nie musiał (podróżować), gdyż Agent nie ma przecież aż tyle czasu, to doskonale go rozumiem, kto by się nie chał przejechać pociągiem z Vesper? Sam przemierzyłem całą Europę pociągami wzdłuż, i prawie całą w szerz, więc wiem jak niezwykły to środek transportu.Użyty w kinie mocno działa na zmysły i wyobraźnię, oraz daje duże pole manewru scenarzystom. Najlepszym przykładem romantyzmu i działania na wyobraźnio-zmysły jest… a jakże Orient Expres. Trasa OE długości 2880 km zaczynała się (difolotowo) na Gare de l’Est (Po Warszawsku to będzie Dworzec Wschodni) w Paryżu a kończyła w Konstantynopolu (Stambuł) i wiodła przez Strasbourg, Monachium, Wiedeń, Budapeszt oraz Bukareszt.Pierwszy skład wyruszył 4 października 1883 roku, ale dopiero w 1889 roku udało się otworzyć bezpośrednie połączenie (wcześniej trzeba było się przesiadać). Pasażerowie pokonywali drogę z Paryża do Konstantynopola w ciągu 67 godzin, a koszt przejazdu takim pociągiem równał się rocznej pensji pokojówki.Orient Expres ociekał wręcz bizantyjskim przepychem (nie dziwne, jechał w końcu do stolicy Bizancjum), i był symbolem komfortu oraz bogactwa. Luksusowe wagony sypialne i restauracyjne słynące ze swej kuchni sprawiały, że pociągiem podróżowała arystokracja, dyplomaci, biznesmeni i James Bond.W filmie „Pozdrowienia z Rosji” nieodżałowany Sean w roli najlepszego Agenta Jej Królewskiej Mości podróżował Orient Expresem ze Stambułu. Co tam się działo w tym pociągu! Jakie intrygi, jaka gra nerwów oraz podchody… każdy widział.Ostatni regularny kurs Orient Expressu na trasie Paryż–Stambuł miał miejsce 19 maja 1977 roku, ale… to od jakiegoś czasu przeszłość. Teraz jeśli ktoś ma ochotę i możliwości to też można przemierzać tę trasę, raz w roku, we wrześniu (kolejna okazja w 2022) w cenie około 17 tys funtów.Fajnie, co nie?

Autor: @SzosaMi
SzosaMi – historie drogi, do czytania
Beksiński

„Stare” Bondy (umownie – przed CR) jednym się podobają bardziej, innym mniej. Zdania są podzielone odnośnie fabuły, zdjęć, jakości wrogów czy muzyki… ale nigdy nie słyszałem narzekań na tłumaczenia. Być może dlatego, że zajął się tym naprawdę dobrze Tomasz Beksiński który dzisiaj obchodziłby (gdyby żył) urodziny. To właśnie za jego czasów Bond miał tę lekkość, żart i powab, który umożliwiał oglądanie historii o agencie, który po wyrzuceniu „Buźki” z pociągu mówi „Skoczył coś przetrącić”…Jedna z wypowiedzi Tomasza: „Anglicy wolą bardziej zakręcony, inteligentny humor. Dowcipy są pomysłowe, często językowe. Dla mnie, tłumacza, jest to wyzwanie. Czasem godzinami siedzę nad jednym dowcipem. W filmie Goldfinger ktoś zostaje sprasowany w samochodzie. W oryginale mówią, że on ma „pressing engagement”. Dwuznaczność polega na tym, że jest to nie cierpiące zwłoki zebranie, on się śpieszy i już go ciśnie, albo że go sprasują za chwilę. Wymyśliłem, że „ma spotkanie z prasą”. Czasem wychodzi lepiej, czasem gorzej. Jest jedna rzecz w Moonraker, której nie wymyśliłem do dziś. Bond bawi się długopisem agentki CIA, którą właśnie rozszyfrował. Ona pyta: „Zostawisz mi swój numer telefonu?” „I don’t see the point”, odpowiada Bond, czyli „Nie widzę powodu”. Naciska długopis, z którego wylatuje igła. „Now I do”, mówi – „Teraz widzę”.Bond zachowuje się należycie w każdej sytuacji. We wszystkim świetnie się orientuje, wie jaką temperaturę powinna mieć sake. Zna wszystkie języki. Mój przyjaciel napisał, że gdyby Bond znalazł się w Warszawie, na pewno wiedziałby, jak skasować bilet w tramwaju.”Całość do pobrania tutaj —> https://we.tl/t-s8OU8ZT3RuW felietonach poruszał też często temat samotności i alienacji. Treść ostatniego felietonu oraz ostatniej audycji muzycznej można było zinterpretować jako pożegnanie z czytelnikami i słuchaczami. 24 grudnia 1999 roku popełnił samobójstwo a ja słuchałem wtedy TEJ audycji. Kto mógł przypuszczać, że będzie ostatnią…Ech, gdybym wiedział co mu chodzi po głowie, to bym tam zadzwonił i powiedział, że nowe tysiąclecie zaczyna się za rok i niech nie robi głupot!
Autor: @SzosaMi
SzosaMi – historie drogi, do czytania
Day Of the Dead w „Spectre”

Pewnie wiecie, że pierwsza parada z okazji Święta Zmarłych w Meksyku (mieście) odbyła się w… 2016 r.Jeśli nie wiecie, to tak, wbrew pozorom, wcześniej takie parady się nie odbywały (nie tak duże). Ta „nowa świecka tradycja” narodziła się po nakręceniu filmu o Bondzie, przy wykorzystaniu części dekoracji pozostawionych przez filmowców szwendających się po mieście, spijających lokalne piwa i kręcących jakieś dziwne rzeczy w gdzieś w marcu 2015 r.”Panie! nazwozili tu tego, helikopterami płoszą gołębie, wysadzają budynki na niby i urządzają demonstrancje!”Po premierze „Spectre” wiele osób przekonanych, że to wieloletnia tradycja chciało koniecznie wziąć w niej udział, kto by nie chciał! Jakież było ich zdziwienie gdy zapakowani do samolotów przez przytomnych i umiejących robić biznes agentów turystycznych, na miejscu dowiadywali się, że parady nie ma i: „uprasza się o zaprzestanie pikiet protestacyjnych, sikania po kątach i organizowania na własną rękę, nieautoryzowanych parad oraz procesji”.To powyżej to oczywiście żart, ale władze miasta Mexico City widząc tak duże zainteresowanie (film zobaczyły miliony ludzi w 67 krajach), przytomnie postanowiły tę paradę zorganizować w myśl zasady – Klient nasz pan a pecunia non olet.Nie było tradycji… i myk, już jest.A ja nawet lubię ten film, i u mnie jest nr. 4 Craig’owskiej serii.
Autor: @SzosaMi
SzosaMi – historie drogi, do czytania
007 elements

Zbliża się sezon, wytęskniony, wyczekiwany, wypatrywany… Jak już wszystko otworzą, śniegiem ładnie przypruszy a paliwo w Polsce będzie po 7,007 to polecam Solden. Z kilku powodów. Poza tym, że jest tam lodowiec Rettenbach (warto się z nim zapoznać, niedługo ich nie będzie), genialne Austriackie Alpy ze swoimi perfekcyjnymi trasami zjazdowymi, oraz łatwy dojazd darmową Niemiecką autostradą z cenami niższymi niż w bogatej Polsce, to jeszcze… Ano właśnie tam kręcono piękne, górskie sceny z filmu „Spectre”. Za budynek kliniki Hofflera „robiła” istniejąca od 2014 roku na szczycie Gaislachkogln nowoczesna restauracja Ice Q. Miejsce (region) jest genialne, miałem okazję tam jeździć, i na nartach też. Ale nawet jeśli nie jeździcie na nartach to nic… Gdyż obok niej (kliniki-restauracji) otwarto w 2018 roku multimedialne muzeum „007elements” poświęcone wszystkim filmom o 007. „-Pomyślałem, iż to miejsce jest na tyle wyjątkowe, że szkoda by było, aby skończyło się tylko na filmie. Stąd pomysł na 007elements- „ powiedział Jakob Falkner, szef regionalnych kolejek górskich i równocześnie jeden z pomysłodawców tej inwestycji.Muzeum powstało na wysokości ponad 3 tys m n.p.m. i składa się z dziewięciu różnych galerii, a każda z nich wprowadza odwiedzających w inny nastrój. Pomieszczenia są bardzo ciemne i tajemnicze lub jasne, majestatyczne. „-We wszystkich znajdziecie mnóstwo efektów wizualnych i dźwiękowych, ponieważ w naszym zamierzeniu wizyta w 007elements ma być bardziej przeżyciem emocjonalnym niż wizytą w klasycznym muzeum” – opowiada Callow.Za Newsweek – „Samo wejście do pierwszej wykutej w skale sali powoduje spory skok napięcia – po otwarciu drzwi znajdujemy się w kompletnie ciemnym betonowym tunelu, gdy na przeciwległej ścianie uruchamia się film ze scenami z czołówki „Spectre” i motywem muzycznym z filmu. Po tak mocnym początku kierujemy się do kolejnego miejsca, a tu zaskoczenie – wychodzimy na bajecznie oświetlony przez słońce taras, z którego rozpościera się widok na górskie szczyty, niemal identyczny, jak ten w tle rozmowy doktor Swan z Jamesem Bondem. W kolejnych salach naszpikowanych elektroniką – przede wszystkim ogromnymi ekranami i lustrami (czyżby nawiązanie do słynnej sceny z „Człowieka ze złotymi pistoletem” z Rogerem Moorem?) – dowiadujemy się wielu ciekawostek na temat miejsc, w których kręcone były produkcje z agentem 007 czy gadżetów wykorzystywanych przez Bonda. Te drugie można też zobaczyć nie tylko na ekranie – jednym z następnych pomieszczeń jest galeria, w której zgromadzono kilka najciekawszych „filmowych artefaktów”, np. wybuchowy zegarek Omegi czy właśnie tytułowy złoty pistolet Francisco Scaramangi. To, że te przedmioty trafiły do 007elements jest zasługą przede wszystkim Meg Simmonds – byłej amerykańskiej reżyserki, która ponad 20 lat temu w Londynie stworzyła największą na świecie kolekcję gadżetów z filmów o Jamesie Bondzie. Niewielką część swoich prywatnych zbiorów udostępniła za darmo austriackiemu muzeum.” No to co, jedziemy?



Autor: @SzosaMi
SzosaMi – historie drogi, do czytania
Droga Atlantycka

W NTTD Land Cruiser (z Bondem na pokładzie) uciekając przed Land Roverami (ze złoczyńcami), przemierza przez chwilę to niezwykłe dzieło drogowe. System mostów i grobli nad Zatoką Hustadvika tworzy jedną z najwspanialszych tras drogowych ever. Jadąc nią masz wrażenie przemieszczania się po otwartym oceanie. Najlepiej podróżować podczas letnich, białych nocy, kiedy słońce sunie nisko nad horyzontem.Droga Atlantycka (Atlanterhavsvegen) jest usytuowana w ciągu trasy nr 64 pomiędzy Kristiansund a Molde i przebija się przez archipelag kilku małych wysp oraz szkierów w Zatoce Hustadvika, w odsłoniętej część Morza Norweskiego. Całość opiera się na systemie grobli, wiaduktów i ośmiu mostów, spośród których najbardziej widoczny to most Storseisundet.Zatoka Hustadvika była postrachem żeglarzy, nawet nieznających lęku (kto czytał Asterixa, ten wie) Wikingów. Sztormy chętnie pośredniczyły w przyjmowaniu darowizn dla niejakiego Neptuna, składających się z drakkarów i innych obiektów pływających, rozbitych o tutejsze skały. Teraz ich szczątki prześwitują pod powierzchnią wody i można je podziwiać, więc są chętnie oglądane przez grupy nurków (od wewnątrz) i zmotoryzowanych (od zewnątrz).Woda raczej chłodnawa (to nie Chorwacja, mimo że sierpień) więc pianka, raczej sucha, obowiązkowa.Statki teraz są już solidniej budowane, nawigacja bardziej dokładna, więc i katastrof jest mniej, można się skupić na drodze i podziwianiu widoków. Zawsze uważałem, że Land Cruiser to auto solidniejsze od Land Rovera… no i się potwierdziło, dlatego taka mała rada dla Złoczyńców – jak chcecie wygrać z Bondem, to uważniej dobierajcie sprzęt. Bierzcie nie taki, żeby był ładny, tylko taki, żeby był skuteczny. No naprawdę, partacze… nie wiecie, z kim tańczycie?I dla całej reszty – jak lubicie podziwić świat, wybierzcie się, najlepiej po prostu przed siebie – Drogą Atlantycką – Cudo!
Autor: @SzosaMi