Dziś obchodzimy Światowy Dzień Jamesa Bonda. Z jednej strony, z uwagi na piątkową wiadomość o przesunięciu premiery, możemy uznać że nie ma czego świętować, a 05 października będzie dla nas raczej przygnębiający. Ja chciałbym podejść do tematu trochę inaczej i wyciągnąć z tej sytuacji kilka pozytywów. Oczywiście, życzyłbym sobie i Wam w końcu zobaczyć „No Time To Die”, ale:1. Klapa finansowa filmu o budżecie sięgającym 250-300 mln dolarów, nie wróżyłaby dobrze przyszłości serii. Niewątpliwie, premiera w listopadzie przyniosłaby mocne straty. Przesunięcie to słuszna decyzja.2. Kolejne pół roku oczekiwania przyniesie nam następną kampanię marketingową. Lubię ten okres. Mimo tego, że już chyba nie chciałbym oglądać żadnego nowego trailera, to nie mam nic przeciwko kolejnym oficjalnym plakatom (i oby tym razem, graficy wykorzystali dany im czas), zdjęciom, wywiadom itd.3. Jeśli nie zdążyliście z zakupem limitowanej edycji Omegi, Astona czy chociaż SWATCHa, to jest duża szansa, że będą wznowienia. 4. Ilość świetnych, alternatywnych plakatów do NTTD już w tej chwili jest większa niż do jakiegokolwiek innego Bonda. Będzie ich jeszcze więcej! 5. Osoby prowadzące strony o tematyce bondowskiej, będą wymyślały kolejne materiały przyciągające fanów. Okres przed premierą zawsze był ku temu bardziej przyjazny.6. Do powyższego punktu zamierzam przyczynić się również osobiście. A przy pomocy chłopaków z James Bond // MI-6 Headquarters, Kulisybonda, My name is Bond. James Bond i Michał Grzesiek może uda nam się stworzyć coś świeżego, ciekawego i atrakcyjnego zarówno dla Was, jak i dla nas samych.Reasumując – wieczorem przygotujcie sobie dobrego drinka (Heineken 0 też się liczy), odpalcie swojego ulubionego Bonda, a po kolejnym udanym seansie głowa do góry i pamiętajcie:„JAMES BOND powróci.”
