
W BWA Wrocław przez ostatnie tygodnie można było obejrzeć projekt Piotra Kmity pt. „SORRY JAMES”. Jego wystawa to niezwykła gratka dla fanów Jamesa, ceniących sobie zarówno artystyczne podejście do tematu jak i niebanalne, refleksyjne, niosące za sobą poszanowanie dla serii, ale też krytyczne spojrzenie na ostanie sześć dekad obecności Jamesa Bonda na dużym ekranie.
Przestrzeń wrocławskiego BWA została wykorzystana do prezentacji czterech sekcji projektu. Pierwsza z nich to cykl 40 obrazów przedstawiających portrety kobiet, o których przez lata przyjęło się mówić „dziewczyna Bonda”. Na twarzach sportretowanych kobiet uwydatniony został lęk i obawa. Wyblakłe obrazy pokryte zostały złotą farbą, co odczytałem zarówno jako nawiązanie do koloru często używanego w tytułach Bondów, jak i przede wszystkim do złowieszczego zapędu jednego z arcyłotrów. Świetny zabieg Piotra, podsycony reflektorami stojącymi obok pozwala z różnych kątów mniej lub bardziej uwydatnić przerażenie na twarzach. Każdy, nawet największy fan serii nie może pominąć faktu, że sposób przedstawiana kobiet w tej serii często, delikatnie mówiąc był niestosowny. Na szczęście, na przestrzeni lat zmieniało się to wraz z otaczającym nas światem, choć nawet w serii Craigowskiej można nadal poddawać dyskusji niektóre z wydarzeń. To co jest powszechne w dyskusji na ten temat, to częsta różnica w postrzeganiu tego zagadnienia, a oglądanie dzieła Piotra Kmity z różnych kątów idealnie pozwala ją zobrazować.
Druga część wystawy to seria 24 wydruków na dibondzie. Każda sekunda filmu skompresowana została do jednego piksela, który następnie rozciągnięty został na linii okręgu. Wielkość okręgów odpowiada długości filmu. Zestawione wszystkie ze sobą, dają możliwość przyjrzenia się powtarzalności schematu, który stał się przepisem na długoletni koktajl, do którego nieustannie lubimy wracać. Myślę, że zarówno każdy fan serii jak i autor projektu, nie odczytuje tego w żaden sposób jako wadę. To kolejne, umiejętne zobrazowanie powszechnie wiadomej prawdy, ale znów pozwalające na chwilę refleksji. Sam Piotrek zwrócił mi uwagę na ciekawą obserwację. Kolory filmowych pikseli filmów z Craigiem i Lazenbym nieznacznie różnią się od pozostałych części serii, co ja osobiście odczytuję jako zobrazowanie emocji uwydatnionych w tych filmach. Myślę również, że „Nie czas umierać” w tym zestawieniu, będzie różniło się znacząco.
Trzeci punkt zwiedzania to 45 minutowe wideo zatytułowane „Call to Action”. Piotr skupił się tu przede wszystkim na technologicznych detalach, elektronicznych mapach, gadżetach i uwielbianym przeze mnie motywie wciskania przeróżnych guzików. Błyskotliwy montaż wyciąga wiele genialnych sekund z filmów a odpowiednie ich zestawienie często doprowadza do salw śmiechu. Daleko jednak temu do obśmiania filmów. Film uwydatnia często kampowe piękno tej serii i fanom dostarcza wiele rozrywki. Pozwala też zauważyć jak wiele tego typu motywów zostało użytych i jak pieczołowicie zostały dopracowane. Efekt potęguje brak obecności jakiejkolwiek, ludzkiej postaci w stworzonym przez Piotra filmie (poza dłońmi uruchamiającymi te śmiercionośne urządzenia).
Czwarta praca została stworzona specjalnie z myślą o wykorzystaniu jednego z pomieszczeń BWA. Znajduje się tam tv, w którym obserwować możemy pewnego białego kota. Tu pozwolę sobię na cytat:
„…praca portretuje ikonicznego białego kota, który przez wiele odcinków serii towarzyszył jednemu z najbardziej złowieszczych czarnych charakterów stających naprzeciw Jamesa Bonda: szefa organizacji SPECTRE, Ernsta Stavro Blofelda. Jasno umaszczone zwierzę na przestrzeni lat stało się wręcz podstawowym symbolem i synonimem zagrożenia: antagonista Bonda przez wiele filmów ukrywał się poza kadrem, a jego jedynym znakiem rozpoznawczym była głaszcząca kota dłoń. Na wystawie biały drapieżnik traci jednak swą grozę – zamknięty za szklaną ścianą i rozpostarty w leniwej pozie, tylko niekiedy czujnie spogląda na widza, przypominając o swojej wstępnej przeszłości.”
Jak pewnie zauważyliście, wystawa Piotra pomija najważniejszą dla serii postać. Samego Jamesa Bonda tu nie zobaczycie. Sorry. Nie zmienia to jednak faktu, że zrobiona jest z olbrzymim smakiem, wizją i sercem. Niesamowitą przyjemność sprawiła mi możliwość spojrzenia na moją ulubioną serię okiem Piotra. Wystawę można zobaczyć jeszcze tylko przez dwa dni, ale autor nie wyklucza ponownej jej prezentacji. Tym bardziej, że w przyszłym roku jest ku temu świetna okazja.
Chciałbym bardzo podziękować przemiłej kuratorce programu galerii BWA Asi Stembalskiej za pierwsze wprowadzenie w świat wystawy, równie sympatycznym Kubie Żaremu i artystce Izie Opiełce za ciepłe przyjęcie i przede wszystkim Piotrowi Kmicie za możliwość spotkania się, porozmawiania, oprowadzenia i za wystawę, którą mogłem podziwiać. Dzięki!
Ps. Ciekawym podsumowaniem jest usłyszana przeze mnie rozmowa dwóch młodych kobiet przy pierwszym zwiedzaniu wystawy:
-Widziałaś ten nowy film?
– Tak. Masakra. Już niż nic nie zostało z tych starych filmów i to trochę taki upadek Bondowości. Szkoda.
Nie do końca się z tym zgadzam, ale to ciekawa pointa odmienności w postrzeganiu tego co reprezentuje ta seria.



















