Edgar Wright w swoim najnowszym filmie dostarczył widzom ultra ciekawą rozrywkę, w postaci absolutnie powalającego wizualnie doświadczenia. Obłędnie zrealizowany horror, z wciągającą historią i dającą widzowi możliwość interpretowania jej na wielu płaszczyznach. Ale ja nie o tym…
Wright w „Last Night In Soho” serwuje nam swojego rodzaju wizytówkę miasta i list miłosny do Londynu. Nawiązania do bohatera narodowego, jakim niewątpliwie jest James Bond dla Brytyjczyków, są więc w pełni uzasadnione, a tych jest tu naprawdę sporo. „Thunderball” na afiszach, „Vesper” zamawiane w barach, Diana Rigg w jednej z kluczowych ról (swojej ostatniej ) i Margaret Nolan w epizodzie. Dodajmy do tego piękne kreacje, świetnie skrojone garnitury, szyk i elegancję stolicy Anglii. Sam Wright w wywiadach nigdy nie ukrywał swojej fascynacji serią i wielokrotnie podkreślał, że chętnie podjałby się wyzwania jakim jest reżyseria filmu o agencie Jej Królewskiej Mości. W jednym z ostatnich wywiadów promujących jego film, jaki udzielił w podkaście Happy Sad Confused, podzielił się nawet informacją, że od jakiegoś czasu wypracowuje pomysł na kolejny film z serii.
„Myślę, że Daniel Craig tak mocno odcisnął piętno na tej franczyzie, że powinno się teraz pójść w nieco innym kierunku. Ponieważ nie sądzę, żeby można było coś zyskać kontynuując w tym samym duchu, i na pewno myślę, że byłoby ciekawie spróbować – to znaczy jeśli będę miał szansę i jeśli kiedykolwiek mnie o to poproszą – to zdecydowanie przedstawię im ten pomysł! (śmiech) Więc nie zamierzam Ci go wyjawiać w podkaście.”
„Gdy widzę nazwiska aktorów pojawiające się w spekulacjach, to niezbyt do mnie trafiają. Odnoszę wrażenie, że byłby to taki Daniel Craig 2.”
Według Wrighta filmy o Bondzie są przedstawiane na zasadzie „gorzkiej czekolady” LUB „mlecznej czekolady”. Gorzką czekoladę reprezentują Craig czy Dalton, gdzie interpretacje postaci w ich wykonaniu zbliżone są bardziej do literackiego pierwowzoru, a mleczną lżejsze, humorystyczne podejście jakie prezentował Bond sportretowany przez Rogera Moore’a. „Moja teoria jest taka, że Bondy powinny być jak mleczna i gorzka czekolada i to powinno się przeplatać.”
Cóż. Abstrahując już od czekoladowych upodobań, myślę że Edgar Wright zaserwował by naprawdę ciekawą wizję przygód Jamesa Bonda. Seria boryka się teraz głównie z problemem trafienia do młodszej publiki i potrzebuje diametralnej zmiany by przyciągnąć młodzież do kin. Wright zdecydowanie ma potencjał żeby to osiągnąć. Pytanie tylko, czy producenci mają wystarczającą odwagę by spróbować?
